niedziela, 12 sierpnia 2012

Woodstock 2012


Jak co roku zawitałem ze znajomymi do Kostrzynia z okazji Przystanku Woodstock, tym razem rok 2012, a festiwal "pełnoletni", bo osiemnasty. Lata młodzieńcze, mimo całkiem pozytywnego nastawienia do życia mam już w większości za sobą niż przed, a wraz z nimi minął bezpowrotnie czas bezmyślnego zachwytu drobnostkami życia, stąd i może mój nieco chłodny stosunek do imprezy masowej, jaką jest organizowany przez ekipę Jurka Owsiaka festiwal rockowy na otwartym polu.

Czasy takie, że aby uniknąć błędów, przeglądam artykuł o imprezie na Wikipedii. Zauważam tekst mówiący, że Przystanek Woodstock "jest w całości bezpłatny dla widzów". Może i tak, jeśli przyjedziesz pociągiem z własnym prowiantem, bo gdy pomyślę o pobieranej opłacie 50 złotych za wjazd na parking, oczywiście bez tak zwanego "kwita", nie wspominając o tym, że nawet za prysznic trzeba kilka groszy wrzucić, no i oczywiście setki banerów reklamowych sponsorów, nie do końca pasuje mi tutaj słowo "w całości". Ale co tam, koncerty całkiem dobrych i popularnych zespołów są bezpłatne dla rzeszy młodych ludzi, których z roku na rok jest coraz więcej.

Przyjechałem w przedzień imprezy z bratem i przyjacielem. W Szczecinie mamy taką knajpkę prowadzoną przez "twojego barmana" Stefana, gdy ostatni raz z nim rozmawiałem, mówił, że otwiera "My Soul" na Woodzie. I gdy tylko o tym wspomniałem chłopakom, zauważyliśmy wylegującego się na ziemi Stefana. Niewiele się zastanawiając postanowiliśmy rozbić się obok. Okolica trochę daleko od sceny, ale za to spokojna, bez natłoku namiotów czy ludzi. Obok nas rozbiła się jakaś ekipa fanów mocnego uderzenia metalu, śmiać się nam chciało, że pół nocy i pół następnego dnia zajęli się kopaniem grobu obsypując swoją beczkę, jak mówi się na popularną markę samochodu.

W tym roku zmieniło się rozstawienie namiotów ASP, czy małej sceny. Trochę więcej toalet porozstawianych w różnych miejscach. Kilkadziesiąt ton sprzętu nagłaśniającego zostało rozstawione na specjalnych platformach, nieco inaczej niż w zeszłym roku, ale chyba in plus. Niefortunnie mała scena znalazła się w takim miejscu, że w trakcie przerw koncertu na dużej scenie słychać było muzykę dobiegającą z tyłu, co mogło wydawać się śmieszne a nawet drażniące dla niektórych. Wrażenia muzyczne jednak bezcenne. Zawsze się zastanawiam jak to jest z dźwiękiem dochodzącym z tłumu, gdyż w trakcie koncertu prawie nie słychać tych dziesiątków tysięcy gardeł, a jednak przesłuchując nagrania bywa, że słychać go dość wyraźnie.

Z roku na rok zmienia się nieznacznie charakter imprezy, co jest szczególnie wyraźne osobom, które nie odwiedzają go co roku, lecz zawitują ponownie dopiero po kilku latach. Wielu ludzi pamięta jeszcze imprezy organizowane w Żarach, czy pierwsze edycje imprezy już w Kostrzynie. Tegoroczne edycje imprezy są zdecydowanie większe, bardziej komercyjne, jest dużo znanych i popularnych zespołów, nie tylko tych grających "pokojowy" rock. W tym roku na scenie zagościli m.in. Machine Head, Sabaton, a finał zamknął zespół My Riot z występującym gościnnie Peją. Można? Można. A na opinie typu "impreza się komercjalizuje", czy "brakuje klimatu pierwszych edycji" mogę odpowiedzieć, że wszystko wokół się zmienia, a w szczególności my sami po prostu się starzejemy. Ogólnie uważam, że impreza jest niesamowita, szczególnie ze względu na to, że jest po prostu bezpiecznie. Nieliczne akty wandalizmu, czy agresji niektórych uczestników są bardzo szybko opanowywane przez tak zwany czarny patrol, a nad zdrowiem czuwają profesjonalni ratownicy. W tym roku jedna z koleżanek niefortunnie złamała sobie nogę, praktycznie w kilkanaście minut udało się wezwać ekipę, która przetransportowała ją do szpitala. Coś niesamowitego.

Pewnym mankamentem jest wszechogarniająca breja błota nie tylko w okolicach często uczęszczanych ścieżek, lecz również pod samą sceną. No ale na pogodę niewiele można poradzić. Całkiem miłym gestem było rozłożenie przez patrol drewnianych palet w miejscu, gdzie ludzie dreptają z lasu do sceny, szkoda tylko, że tak mało i trochę za późno. Może jednak na przyszłość warto by było pamiętać o tym, że dla osób, które nie mają ze sobą kilku par butów i worka odzieży na zmianę na pewno nie jest to zabawne. Kolejnym problemem, z którym ekipa organizatorów musi się zmierzyć są warunki sanitarne. Tysiące kabin WC, czyli tak zwanych "toi-toiów" są już pierwszego dnia festiwalu w większości niezdatne do użycia i trudno tutaj kogoś obwiniać. Pewną innowacją mogłoby być podzielenie toalet na damskie (różowe) i męskie (niebieskie), co już gdzieś widziałem, szczególnie, że dziewczyny niestety czasem nie pobiegną po prostu w krzaki i raczej bardziej dbają o czystość, co już męskiej połowie się rzadko zdarza.

Często spotykam się z opinią, że jest to impreza dla "brudasów", pijaków, narkomanów, czy ludzi z marginesu społecznego. Dziś nie próbuję z tym polemizować, bo i faktycznie nie ma o czym mówić. Nie byłeś, nie widziałeś, nie wiesz. Kiedyś z pewnością ów wspomniany "margines" stanowił większy odsetek uczestników, dziś jednak impreza przyciąga również zwyczajnych fanów muzyki rockowej i nie tylko. Bardzo miłym gestem było rozstawienie małej sceny przez jednego ze sponsorów z muzyką, którą spotyka się raczej na dyskotekach. W końcu każdy lubi co innego. Kto wie, może kiedyś pojawi się scena "sunrise'owa", a ja zabiorę ze sobą kolegę ze swoim sprzętem, czemu by nie?

No to co? Widzimy się na Woodzie w 2013?

piątek, 14 grudnia 2007

Zaczynamy

A więc tak, rozpoczyna się powolny czas, czas spowolniony, uwolnienia myśli i próba koncentracji.